poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 3 "Czas ucieka, wieczność czeka"

It's better to be hated for what you are than to be loved for what you're not.


 Uciekam nie wiem przed czym, ale czuje, że muszę uciekać. Jestem pewna, że coś lub ktoś mnie goni. Nie mam pojęcia jak mam się zachować. Chce krzyczeć i błagać o pomoc, ale się boje.Wszędzie panuje wielka mgła. Jedyne co widzę to szarość. Biegnę. Czuje, że biegnę długo . Nie mam siły. Jestem wyczerpana. Wolę śmierć niż wieczne bieganie. Siadam na trawie pod drzewem. Nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu... Za nim zdążam odwrócić twarz, czuje niemiłosierny ból głowy. 

Od dłuższego czasu od dnia wypadku męczą mnie dziwne sny. A w sumie jeden sen. Nie potrafię tego wyjaśnić. Znaczy może nie w ten sposób... Po prostu nie rozumiem jednego. Nigdy w życiu nie miewałam koszmarów. Nigdy. Wszystko zmieniło się od dnia wypadku. Zrozumiałabym koszmary, ale od tamtego czasu śni mi się jeden... Ten sam. Śni mi się, że biegnę, że jestem wyczerpana i totalnie nie mam pojęcia co mnie goni. Gdy już opadam z sił i siadam, czuje czyjąś dłoń na prawym ramieniu, a potem okropny ból. Potem sen się urywa i automatycznie się budzę. Chyba zwariowałam. Tak chyba tak. 
     Wracam ze szkoły. Przechodząc uliczkami nagle widzę Damon'a całującego się z jakąś blondynką... Ze łzami w oczach przyśpieszam kroku. Zauważam Stefana idącego w moją stronę. Korzystam z okazji, że Damon się nam przygląda całuje Stefana po czym przytulam się do niego i szepczę błagalnym tonem żeby mi pomógł. On szokowany jednak rozumie o co chodzi i nie zdradza mnie. Boże jak ja Ci dziękuje ja takiego przyjaciela!-krzyczę w myślach.
   
                                                                            ***

Ledwo żywa wchodzę do domu. Wróć. Ledwo żywa wczłapuje się z wielkim trudem do domu. O tak brzmi racjonalnie. Padam. Jest godzina 16.48... Zanim ugotuje obiad, zrobię lekcje, poucze się będzie godzina 20.00. Boże jak ja nienawidzę poniedziałków, nigdy w tym dniu nie mam czasu wolnego. Zrezygnowana odkładam torbę, zdejmuję buty i podążam do kuchni z zamiarem ugotowania obiadu.
    Po otworzeniu lodówki stwierdziłam, że jednak zamówię pizze. Tak będzie szybciej. Biorę telefon do ręki. Gdy chce wybrać numer najlepszej pizzerii w mieście dzwoni numer prywatny. Może to głupie, ale zawsze odbieram od numerów prywatnych i nieznanych. Ta ciekawość. Śmieję się w duchu.
-Nie chce nic sugerować, ale pożegnaj się z niektórymi osobami. Jutro lub pojutrze może już ich nie być.
   Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk rozłączonego połączenia.
-Aha?- pytam sama siebie.

~~~~~~~~~~~~~~
Życzę miłego czytania nie
 zanudzam ;p
~Caroline

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz